Piłkarz też człowiek

Około godziny 21 w sobotę Sławomir Peszko strzela gola Wiśle swojego jedynego w meczu, nieostatniego tego wieczora. 1:30 dostaje telefon z weszło fm i napruty jak meserszmit, myli redaktora Szczygielskiego z Wiśniowskim, abstrahując już od tego, że młody dziennikarz go w tym utwierdza i mówi, że gadał z Glikiem i ten też leci łukiem. To było zagranie dalekie od profesjonalnego dziennikarstwa dokładnie tak samo, jak zachowanie Peszki, nomen omen reprezentanta naszego kraju. Zanim wszedł na antenę, miał być pytany przez realizatora; czy zgadza się na wejście live. Przez to nie mam wątpliwości, że wina leży pośrodku. Współczuję Szczygielskiemu, bo pewnie ciężko będzie nadrobić zaufanie w środowisku, które zareagowało natychmiastowo. Obrażony Glik i Wiśniowski wywołali twitterową burzę:



Osobiście sytuacja mnie rozbawiła, wszyscy znamy aferę taksówkową z Kolonii, kiedy to nawalony Sławek stawiał się do kierowcy. Ta akcja potwierdziła, że lubi przyłożyć, jak każdy normalny człowiek. Cóż żyjemy w Polsce i cytując klasyka "to siedzi w nas jak szósty, zmysł nic z tym nie zrobisz, wiesz musiałbyś się, gdzie indziej urodzić". Co prawda to nie są już czasy, w których "się piło i się grało", a profesjonalizacja dopadła każdy najmniejszy aspekt życia piłkarza. I tym bardziej jestem w stanie zbagatelizować całe zamieszanie, mi też bliżej do Sławka Peszki niż do Roberta Lewandowskiego, który zajada się produktami bezglutenowymi czy Grzegorza Krychowiaka, który nie lubi dziabnąć nawet piwa do obiadu. Oczywiście mam świadomość, że w obliczu obecnych trendów: budowania pozytywnej otoczki wokół swojej osoby i poprawności politycznej w mediach, czy też zwyczajnej rzetelności i kodeksu dziennikarskiego było to niesmaczne. Ale chyba po to powstało to radio, żeby w końcu zabić ten smutny i jakże poprawny etos publicznej nudy.


Nie sądzę, żeby w jakimkolwiek stopniu ta sytuacja miała mu zaszkodzić w dalszej kontynuacji kariery reprezentacyjnej. Nie czarujmy się przecież Peszko nigdy nie był wirtuozem ani na boisku, ani poza nim, gość dostawał swoje szanse w końcówkach, zawsze zasuwał ile fabryka dała. Kiedyś uratował nam tyłek w Irlandii, selekcjoner nie zapomina. Szczególnie patrząc przez okulary Nawałki, który po pijaku też swoje nawywijał. Po Krakowie do dzisiaj krążą legendy o przewróconym Maluchu, więc kto jak kto, ale Pan Adam go rozumie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z dystansu - Nanga Parbat

Wisła w końcu wpłynie do Europy?

Podsumowanie zimowego okna transferowego