Z dystansu - Nanga Parbat
Chciałbym nieco wypośrodkować informacje wypływające z mediów głównego nurtu, bo ile można powielać narrację, że wyprawa na Nanga Parbat i Tomasz Mackiewicz, który zginął podczas zejścia to bohater. Bohaterem można nazwać go jedynie jako synonim do słowa postać, bo historia jego życia i siódmego podejścia na szczyt na pewno aspiruje do dobrego hollywoodzkiego scenariusza. Takiego na końcu, którego pojawiają się łzy. Tym bardziej, że himalaista ma za sobą epizod z uzależnieniem od heroiny, teraz uzależniony od Nanga Parbat, próbował go zdobyć nie zważając na warunki pogodowe, ba podobno nawet ze swoją francuską partnerką to uczynił.
Jednak te nazbyt uduchowione i ckliwe narracje typu; nadzieja umiera ostatnia, kompletnie mnie nie przekonują. Nagle przez informacje docierające z Pakistanu wszyscy stali się kibicami, patronami Mackiewicza. Szanuję to wielkie ruszenie, potwierdza, że jak trzeba, to my Polacy jesteśmy gotowi na wielkie zrywy, kto jak nie my z szabelką na czołgi? Potrzeba było zaledwie czterech godzin na zebranie 50 tysięcy dolarów.
Ale czy, aby na pewno w naszym kraju nie ma osób, które potrzebują pomocy bardziej? Nie dlatego, że zdecydowali się ruszyć i narazić na szwank swoje życie, tylko walczą z nowotworami, chorobami genetycznymi itd.. Umierają z bólu, ale w ich sprawie Rząd, MSZ nie daje żadnych gwarancji. Oczywiście jedno uratowane dziecko, to znikome zwycięstwo pod względem PR'u. Ale te dzieci, ludzie nie pisali się na taki los, po prostu mają pecha. Tak samo, jak osoba będąca na wakacjach, którą dotyka jakiś nieszczęśliwy wypadek, w takich sytuacjach może liczyć jedynie na siebie, że przed wyjazdem wykupiła odpowiednie ubezpieczenie.
Jakby brutalnie to nie zabrzmiało; na ten moment szwagierka, która zbierała na wyprawę Tomasza, na portalu zrzutka.pl uzyskała 580 tys. zł, co w kontekście taty bankruta jest niesamowitym wynikiem, dającym gwarancję finansową dzieciom.
Bohaterskiego czynu bezapelacyjnie dokonał ratunkowy kwartet, prasa rozpisuje się nad niesamowitym tempem himalaistów i tu jestem w stanie z czystym sumieniem napisać - bohaterów. Minister Witold Bańka obiecuje odznaczenia, najważniejsze, że uratowali przynajmniej jedno istnienie, towarzyszkę Polaka - Eli Revol. Podobno francuski rząd zobowiązał się do wypłacenia połowy sumy wyprawy. Jednak zastanawia mnie fakt - czemu opinia publiczna we Francji sprawę himalaistów potraktowała bardziej jako ciekawostkę. Może to my jako naród lubimy dramaty i one nas najbardziej jednoczą, ale jednocześnie dzielą?
Ale czy, aby na pewno w naszym kraju nie ma osób, które potrzebują pomocy bardziej? Nie dlatego, że zdecydowali się ruszyć i narazić na szwank swoje życie, tylko walczą z nowotworami, chorobami genetycznymi itd.. Umierają z bólu, ale w ich sprawie Rząd, MSZ nie daje żadnych gwarancji. Oczywiście jedno uratowane dziecko, to znikome zwycięstwo pod względem PR'u. Ale te dzieci, ludzie nie pisali się na taki los, po prostu mają pecha. Tak samo, jak osoba będąca na wakacjach, którą dotyka jakiś nieszczęśliwy wypadek, w takich sytuacjach może liczyć jedynie na siebie, że przed wyjazdem wykupiła odpowiednie ubezpieczenie.
Po drugiej stronie barykady stoją oburzeni komentatorzy wyznający zdanie: "Panie, ale po co on się tam pcha?", "Skąd na to pieniądze?". Szlug, browar, Przegląd Sportowy - tak bym ich widział. Osobiście jestem w stanie zrozumieć zapaleńca, chcącego dopiąć cel swojego życia - wyjścia na szczyt ośmiotysięcznika, ale nie w sytuacji, kiedy na szali jest obecność w wychowywaniu trójki swoich dzieci. Do tego ledwo wiążącego koniec z końcem, nie jest tajemnicą, że na tę wyprawę zbierał za pośrednictwem strony crowfunding'owej.
Jakby brutalnie to nie zabrzmiało; na ten moment szwagierka, która zbierała na wyprawę Tomasza, na portalu zrzutka.pl uzyskała 580 tys. zł, co w kontekście taty bankruta jest niesamowitym wynikiem, dającym gwarancję finansową dzieciom.
Bohaterskiego czynu bezapelacyjnie dokonał ratunkowy kwartet, prasa rozpisuje się nad niesamowitym tempem himalaistów i tu jestem w stanie z czystym sumieniem napisać - bohaterów. Minister Witold Bańka obiecuje odznaczenia, najważniejsze, że uratowali przynajmniej jedno istnienie, towarzyszkę Polaka - Eli Revol. Podobno francuski rząd zobowiązał się do wypłacenia połowy sumy wyprawy. Jednak zastanawia mnie fakt - czemu opinia publiczna we Francji sprawę himalaistów potraktowała bardziej jako ciekawostkę. Może to my jako naród lubimy dramaty i one nas najbardziej jednoczą, ale jednocześnie dzielą?
Komentarze
Prześlij komentarz